Aktualnosci

Pracująca maszynka – mit pierwszego pracownika (kolejnych niestety też…)

Mój sześcioletni bratanek zerwał się nagle w środku nocy – było koło 2:45. Małe dziecięce kapcie zostawił nietknięte koło łóżka i bosymi stópkami dreptał po mieszkaniu. Ta sytuacja nie umknęła czujnym oczom jego taty, który – cicho podnosząc się z łóżka – z zainteresowaniem obserwował go z ukrycia.

Kroki Piotrusia (imię zmienione) leniwie zaprowadziły go do jednego z pomieszczeń. Stanął przy zwykle białym i naprawdę niezbędnym elemencie wyposażenia domu, otworzył go i zaczął sennie opuszczać spodnie, stając w wymownym rozkroku.

I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że była to kuchnia, lodówka i wysunięta szuflada zamrażarki…

Tata Piotrusia wystrzelił jak z procy: złapał chłopca za rękę i wskazał prawidłową drogę – do łazienki. Wytłumaczył na spokojnie, kolejny raz, co powinien zrobić, i pomógł załatwić temat, jak należy.

Dlaczego Ci o tym wspominam?

Hmmm…

Czy zdarza się, że Twoi pracownicy włóczą się po firmie jak lunatycy? Robią coś, co budzi Twoje zdumienie? Wielokrotnie zastanawiasz się, jak w ogóle można się tak zachować?

Czemu by tego nie zmienić?

I pewnie w głowie pojawiła Ci się myśl: „ale JAK?!?!?”. No przecież się nie sklonujesz, żeby każdego prowadzić za rączkę. A tym bardziej nie wejdziesz im do głowy – żeby zaczęli myśleć.

I rzeczywiście, masz rację – tego zrobić się nie da. Jesteś szefem, masz swoje obowiązki, milion spraw na głowie, a doba ma tylko 24 godziny.

Tylko… szkoda, że na pracownikach nie możesz polegać.

Zatrudniłeś, żeby mieć z głowy przynajmniej kilka rzeczy…

…jednak ciągle musisz coś poprawiać, coś naprawiać, coś robić za pracownika. Bo się nie wyrobił, zrobił źle, a przecież pracuje tylko do 16:00. I ani minuty dłużej!

A Ty, widząc jego plecy w drzwiach, dostajesz białej gorączki, bo wiesz, że spędzisz w firmie jeszcze przynajmniej 4 godziny… Cholera jasna! Ileż można? Przecież płacisz mu za to, żeby PRACOWAŁ!

Już pierwszego dnia pokazałeś mu, gdzie co leży oraz co i jak ma robić.

A tu… lipa.

Pewnie po prostu źle trafiłeś.

STOP!

Na pewno?

Wróćmy na chwilę do historii mojego bratanka. Każdy z nas miał w życiu do czynienia z dzieckiem. A przynajmniej każdy z nas nim był.

Skąd wiesz, że sika się w łazience, korzystając z muszli klozetowej?

Dziś nawet się nad tym nie zastanawiasz.

A nauczenie się tej prostej czynności to długi proces, który trwa czasem kilka lat!

Dziecko stopniowo przechodzi kolejne kroki – od pieluszki przez nocnik do upragnionej przez rodziców samodzielnej (!) obsługi ubikacji. Ufff…

A mimo wszystko, po 6 latach życia Piotrusia i dwuletniego stażu w samodzielnej obsłudze muszli klozetowej, chłopiec w środku nocy ląduje z ręką w… zamrażarce!

Sytuacja wprawiła mojego brata jednocześnie w osłupienie i wybuch wewnętrznego śmiechu. Ale zareagował natychmiast!

Bo obserwował!

Przecież nikt z nas nie wyobraża sobie sytuacji, w której z powodu takiej nieświadomej pomyłki tata wyrzuca swoje dziecko z domu. Dlaczego więc my – przedsiębiorcy – często takiego pracownika wyrzucamy z pracy?

Oczywiście, nie mam na myśli załatwiania swoich potrzeb w firmowej kuchni. 🙂

I tak jak dziecka nie da się zaprogramować: włączam moduł nocnik – klik – działa!, tak pracownika nie jesteś w stanie zaprogramować do wykonywania zadań w założony przez Ciebie sposób z dnia na dzień.

Dziecko i pracownika trzeba odpampersować. A potem nieco przypilnować i… nie przeszkadzać. 🙂

Po prostu nie da się zarządzać ludźmi tak jak komputerami, bo ludzie to nie maszyny. Ustawię, włączę i mogę się zająć następną rzeczą, a tamto będzie już sobie idealnie działało – nie, nie ma tak łatwo.

Ludzie tak nie działają i nie będą działać. I to nie dlatego, że wybitnie im się nie chce. Tylko dlatego, że tak funkcjonujemy już od pierwszych dni życia. Stąd podstawowym zadaniem rodzica jest nauka i obserwacja. To samo dotyczy szefa.

Dlaczego nauka i obserwacja, a nie nauka i kontrola?

Bo pracowników, tak jak dzieci, trzeba traktować we WŁAŚCIWY sposób. Właśnie po to, by ich nie popsuć – a rozwijać!

Co przyjdzie Ci z tego, że cały czas będziesz nad nimi stać i wszystko kontrolować? Będziesz im wnikliwie i po setki razy tłumaczyć każdą pierdołę? To tak, jakbyś był rodzicem, który nigdy nie wypuszcza swojego dziecka na dwór!

Ale puścić ich samopas też za bardzo nie możesz. 🙂

Znam przynajmniej 3 przedsiębiorców, którzy mocno zaskoczeni odkrywali:

„No nie wyrabiałem się, to zatrudniłem pracownika. Dałem mu robotę i przychodzę za miesiąc, a tam NIC nie jest zrobione jak należy! Kasę to by brał, co on w ogóle sobie myśli?!”.

Byli jeszcze bardziej zaskoczeni, gdy słyszeli pytanie:

A GDZIE BYŁEŚ PRZEZ TEN MIESIĄC?!

Aby rodzic miał zdrowe relacje z dziećmi, musi z nimi rozmawiać. I ta sama zasada działa w firmach. Jak często rozmawiasz ze swoimi pracownikami?

To zupełnie naturalne zjawisko. Tak jak dzieci potrzebują rodziców i rozmów z nimi, tak pracownicy potrzebują lidera. Nie kontrolera, nie kierownika, nie szefa-widmo. LIDERA.

Parafrazując słowa Pawła Królaka – założyciela Coraz Lepszej Firmy:

Nie da się być rodzicem bez bycia rodzicem.

A w odniesieniu do przedsiębiorców:

„Nie da się być liderem bez bycia liderem”.

No dobrze, takie postępowanie może i sprawdzi się w małej firmie. A co, jeśli zatrudniasz już kilkanaście osób? Przecież się nie rozerwiesz…

Owszem. Ale pamiętaj, że nie ma dowodzenia tam, gdzie nie ma dowódcy.

Więc?

Wyobraź sobie sytuację, że zostawiasz pracowników samym sobie. Ciebie nie ma w firmie. I co zauważasz po miesiącu, trzech, ośmiu? Najprawdopodobniej mocno się zdziwisz i zapytasz: „czemu jest źle?”.

Odpowiedź jest tylko jedna: no dlatego jest źle, że nikt nie dowodzi.

To tak, jakby zostawić dzieci bez opieki i wyjechać w podróż dookoła świata! I taki rodzic od razu zostałby określony mianem „nieodpowiedzialnego z totalnym brakiem wyobraźni”.

W swojej firmie musisz być takim rodzicem, który dzieci zostawia pod dobrą opieką.

Tylko jak odpowiednio wcześnie zauważyć, że coś jest nie tak?

Jedną z idealnych wskazówek jest… obserwowanie zachowania Twoich pracowników.

Jeśli wymagają specjalnych motywacji, żeby się starać – jakichś zewnętrznych motywatorów, żeby im się chciało – to coś jest nie tak już w fundamentach.

Wykonywanie określonych zadań to ich praca – za to dostają wynagrodzenie. Gdy to nie działa i wymuszają na Tobie owocowe czwartki, premie, zakup piłkarzyków czy innych zbędnych gadżetów w zamian za „poprawę wyników”, to błędów należy szukać na poziomie rekrutowania, szkolenia i ogólnego zarządzania ludźmi.

A te błędy dotyczą wszystkich przedsiębiorców. Nikt nie urodził się jako specjalista z zakresu zarządzania firmą i pracownikami (bo jak zarządzać rodzicami to wie już każdy noworodek :P).

Całe szczęście tę tajemną wiedzę zgłębiło wielu świetnie prosperujących przedsiębiorców. Jest więc nadzieja. 🙂

Na koniec (a właściwie początek nowego) bardzo pocieszające zdanie i bardzo praktyczny bonus:

Jeśli zadbasz o rzeczy, które nieświadomie zaniedbałeś, to przestaniesz mieć problem z tym, jak to zrobić, żeby pracownikom chciało się pracować i żeby chcieli robić nowe rzeczy – i to z własnej inicjatywy.

Dobrze zacząć od początku. Dlatego na wstępie ściągnij checklistę „O czym pamiętać, wdrażając nowego pracownika?” i przekonaj się, jak drobne zmiany wpłyną na funkcjonowanie całej Twojej firmy – zdejmując z Twoich barków kilka kilogramów zmartwień.

Bo kto jak kto, ale Ty masz prawo być zmęczony. I całkowicie rozumiem Twoją ogromną chęć oddania – przynajmniej części – swoich obowiązków pracownikom. Musisz jednak pamiętać, że to nigdy nie działa jak zrzucenie plecaka ważącego 50 kg. To jest jak odchudzanie – a zdrowe zrzucenie 50 kg z wagi musi potrwać – czas zmienić nawyki i skłonić się do wysiłku.

Bo jak nie teraz, to kiedy?

Źródło: https://www.corazlepszafirma.pl/